Na szlak ruszamy przed 8. Jacek wyszedł dużo wcześniej bo wraca już dziś do domu i musi dostać się na 15 do Krynicy. Idziemy do Wisłoczka, gdzie wczoraj nie udało nam się dojść. Wchodzimy na pole namiotowe, które przecina szlak i nagle się traci. Stajemy wmurowani i szukamy jakiegoś oznaczenia. Kobieta, która tam stała zapytała czy szukamy szlaku i wskazała nam ledwo widoczny znaczek na drzewie w krzakach. Podziękowaliśmy za pomoc i ruszyliśmy dalej.!! WITAMY W BESKIDZIE NISKIM!! Szlaku nie ma, ścieżki nie ma a żarty o maczecie wcale nie są żartami. Naprawdę by się przydała. Po paru metrach darcia przez chaszcze zakładamy długie nogawki i szczerze polecam jakiś długi rękaw. Można się srogo pokaleczyć. Zaopatrzcie się również na tą trasę w spray przeciw komarom. W Rymanowie-Zdroju jesteśmy po godzinie marszu, robimy zakupy i idziemy na poszukiwania Wacka i Beaty, którzy siedzą gdzieś nad rzeka. Posiedzieliśmy chwile razem i ruszyliśmy dalej. Do Iwonicza droga jest już dosyć przyjemna. Schodzimy do miasta, znów robimy zakupy na dłużej i idziemy szukać noclegu. Na mapie zaznaczony jest camping chwile za centrum, niestety okazuję się, że nie ma tam żadnego pola namiotowego na którym można by się było rozbić. W nadziei na jakiś nocleg idziemy dalej i liczymy na leśniczówkę, która jest niedaleko. Leśniczy okazuje się bardzo miłym człowiekiem i pozwala nam się tam rozbić. Na kolacje robimy leczo z kiełbaska i papryka. Jedzenie pyszne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz