Pobudka o 7, śniadanie i o 9 ruszamy na podbicie Tokarni. Zaraz za schroniskiem znów dosyć ostre podejście, potem idzie się utwardzoną drogą, głównie po płaskim. Podejście pod samą Tokarnie jest okropne. Wiedzie polem bardzo ostro do góry, nam jeszcze doskwierał upał i szło się naprawdę ciężko. Cały ten odcinek jest raczej nudnawy. Cały czas łąka ,na której świeciło słońce albo las gdzie do szału doprowadzały komary. Warto zaopatrzyć się w jakiś spray. Nasze nogi coraz bardziej się buntowały. Skończyła się nam woda a do Puław, gdzie miał być sklep mieliśmy jeszcze godzine.W Puławach kolejne wielkie rozczarowanie bo sklepu nie ma. Jest tylko obwoźny o 8 rano. Źli na autorów przewodnika i strasznie zmęczeni idziemy dalej do Rudawki Rymanowskiej. Do pierwszego celu-Wisłoczka są 4 km ale raczej już tam nie dojdziemy. Kiedy w dole na moście dostrzegliśmy strumień nie mogliśmy odmówić sobie kąpieli. Schodzimy na brzeg po prawie pionowej skarpie. Relaksujemy się chwile w wodzie. Potem pojawia się problem jak wyjść z powrotem na górę. Na szczęście Mati pomyślał o linie i z jej pomocą wydostajemy się z powrotem na górę. Rejony Beskidu Niskiego są naprawdę bezludne i dzikie. Po drodze do Rudawki mija nas jedno auto. Totalna dziura, bez sklepu, zasięgu i ludzi. Mati z bólu idzie 2 km po asfalcie na boso, ja w hotelowych kapciach, które podarował mi Jacek :D Dochodzimy do Rudawki Rymanowskiej, tam jest ośrodek wypoczynkowy. Tam zostajemy na noc. Za dwie osoby i namiot z prysznicem zapłaciłam 10zł. Jako że wcześniej nie znaleźliśmy żadnego sklepu zmuszeni jesteśmy zamówić kolacje w barze. Jajecznica i frytki to nie zła wyżerka.
Odpoczynek na Tokarni |
Widok z Tokarni |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz